Podróż NOWA ZELANDIA. DWIE WYSPY NA PERYFERIACH ZIEMI. CZĘŚĆ DRUGA WYSPA POŁUDNIOWA
Pierwsze kroki na wyspie południowej stawiamy w Picton, małym miasteczku, zatłoczonym w godzinach cumowania promów. Z tego miejsca można ponownie wypłynąć w MARLBOROUGH SOUNDS taksówkami wodnymi lub statkami, których obsługa oferuje całodniowe programy. Tym, którzy będą chcieli zwiedzać Nową Zelandię śladami wielkich odkrywców polecam wycieczkę wodną Zatoką Królowej Charlotty do Ship Cove (Zatoczki Statku), w której zatrzymywał się kilkakrotnie Cook podczas swoich podróży. Przewoźnicy oferują swoje usługi w cenie 70-200 dolarów nowozelandzkich.
My żegnamy Picton po opuszczeniu promu i kierujemy się drogą Królowej Charlotty przez Havelock, Nelson do Marahau, które położone jest blisko granicy z Parkiem Narodowym Abel Tasman.
W planie wyprawy zakładałam możliwość zobaczenia FAREWELL SPIT, 26-kilometrowej najdłuższej w Nowej Zelandii mierzei znajdującej się w rejonie Golden Bay, na północnym krańcu wyspy. Mierzeja biegnie z zachodu na wschód a prądy morskie nadały jej kształt opływowego haka. Mnie nie udało się tam dojechać ale polecam to miejsce szczególnie przyrodnikom. Jest tam rezerwat blisko 100 gatunków ptaków wodnych. Niestety Departament Ochrony limituje dostęp poprzez określoną liczbę, jeszcze raz niestety - zorganizowanych wycieczek. ECO TOURS startują z miejscowości Collingwood lub Pakawau, trwają około 6 h, godziny odjazdu uzależnione są od kalendarium odpływów / przypływów, koszt około 120 NZD.
Docieramy do Marahau Beach Camp, które łącznie z Bay Adventurer w Paihia należy umieścić na liście miejsc noclegowych, których należy bezwzględnie unikać. Był i miły akcent, poznałyśmy tam bardzo sympatyczną 5-osobową rodzinę Nowozelandczyków. Opowiadaliśmy sobie o tym gdzie już byliśmy i co w planie, po raz kolejny doświadczyliśmy niesamowitej serdeczności mieszkańców tych odległych wysp.
Kolejny dzień to całodniowa przygoda z najmniejszym nowozelandzkim parkiem narodowym Abel Tasman. Park zajmuje powierzchnię niewiele ponad 200 km², obejmuje swoim obszarem linię brzegową i przylegający do niej ląd. Miejsce to przyciąga rok rocznie tysiące turystów i tubylców. Abel Tasman oferuje wianuszek zatok w kształcie półksiężyca z niemalże pomarańczowo-złotym piaskiem, laguny, wapienne wzgórza i rozległe połacie lasów schodzących niemalże do morza. Wielką atrakcją jest mało wymagający 5-dniowy Great Walks - Coast Track. Na terenie wszystkich parków narodowych nie ma śmietników nawet w schroniskach czy na polach namiotowych. Zatem to co wyprodukujemy nosimy ze sobą i potem wyrzucamy w miejscach wyznaczonych poza granicami parku. Alternatywą do trekingu lądem jest penetracja zatoczek kajakiem lub przepłyniecie całego lub części wybrzeża taksówkami wodnymi. Ja pokusiłam się na kombinację trekingu lądem z pływaniem taksówką wodną i plażowaniem w zatokach. Po wcześniejszej rezerwacji trasy i godziny dałam się wywieść taksówką do najbardziej oddalonego punktu na północy parku - MUTTON COVE. Podczas 2 godzinnej wycieczki wodnej widziałam ciekawą formację skalną SPLIT APPLE ROCK, która przypomina rozpołowione ogromne jabłko, kolonię fok, szereg maleńkich wysepek i kilka zatok, do których taksówka dostarczała ludzi. MUTTON COVE z jednej strony to formacje skalne i klif, na którym stoi latarnia a z drugiej strony piaszczysta zatoka. Motorówka wysadziła nas przy plaży i zostałyśmy sam na sam z dziką przyrodą. Na piasku, w pobliżu skał wylegiwały się dwie foki, a plaża przechodziła nagle w ścianę soczyście zielonego lasy. Istny raj na ziemi zapadający na zawsze w pamięci. Po krótkim pikniku rozpoczęła się część trekingowa naszej wycieczki po parku Abel Tasman, 8 km plażami, zatokami, trawers półkami skalnymi, lasami. To tylko mały wycinek 51-kilometrowego Coast Track. Po dotarciu do zatoki Totaranui był czas na kąpiel i plażowanie. Efektowne parkowe wybrzeże trzeba zobaczyć.
W przewodnikach dużo miejsca poświęca się WESTPORT i CAPE FOULWIND (Przylądek burzliwego wiatru), wierzcie mi można je z czystym sumieniem pominąć. Pomijam je również w mojej relacji. Warto natomiast zatrzymać się przy PANCAKE ROCKS (Skałach naleśnikowych). Interesujące naleśnikowe formacje skalne powstały w wyniku wietrzenia i erozji wodnej wapiennych skał (warstwy na przemian miękkich i twardych osadów morskich i szczątków roślin), które zostały wypiętrzone z głębin morza na skutek ruchów sejsmicznych. Skały Naleśnikowe położone są przy głównej drodze, zwiedza się je labiryntem chodników prowadzonych przez te formacje skalne. Szkoda, że platformy widokowe obrastają na pierwszym planie roślinnością, która skutecznie ogranicza widoczność. Za wstęp na skały nie są pobierane opłaty. Wszystkie parkingi przy atrakcjach turystycznych w Nowej Zelandii również są bezpłatne. W miastach podobnie jak u nas są strefy parkowania, w ścisłym centrum nocą można parkować bezpłatnie a opłaty pobierane są z reguły między godziną 9-18.00. Koszt ok. 1-1,5 dolara / godzinę, opłata za dobę ok. 15-30 dolarów.
Zachodnie Wybrzeże to centrum greenstone - nowozelandzkiej odmiany nefrytu. Z tego zielonego minerału maoryskie plemiona wyrabiały kiedyś toporki i maczugi. Zagłębiem nefrytowym jest miejscowość Hokitika gdzie w kilkunastu galeriach i sklepach jubilerskich można zakupić ozdoby i piękną biżuterię z tego kamienia.
W Nowej Zelandii jest 14 parków narodowych, aż 10 z nich zlokalizowanych jest na wyspie południowej, Westland znajduję się wśród 4 z 14, które są wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pełna nazwa tego parku to Westland Tai Poutini National Park. Położony jest na zachodnim wybrzeżu wyspy południowej, mniej więcej w połowie jej długości. Obszar parku obejmuje szczyty Alp, jeziora i tereny podmokłe, lasy oraz blisko 60 lodowców. Dwa z nich lodowiec Franciszka Józefa i lodowiec Fox'a wypuszczają swe jęzory przez las deszczowy, schodzą do wysokości 250 m.n.p.m., podchodzą niemalże do morza, przyciągają miłośników stąpania po lodzie.
Bazą wypadową są dwie wioski, które poza zapleczem noclegowym i gastronomicznym skupiają operatorów turystycznych oferujących spacer z przewodnikiem po lesie deszczowym z dotarciem do czoła lodowca, loty helikopterem w wyższe partie lodowca połączone z chodzeniem po lodzie lub Ice Climbing Adventure na ścianach lodowca.
Westland przywitał nas deszczem i chłodem. Podobnie jak w Tongariro na wyspie północnej prawdopodobieństwo wyjścia następnego dnia w góry było bliskie „6” w znanej wszystkim losowej grze liczbowej. Jeszcze przed wylotem do Nowej Zelandii zarezerwowałyśmy opcje AIR SAFARIS z możliwością odwołania do 24 godzin bez konsekwencji finansowych. Jak się później okazało była to jedyna opcja poznania tego regionu w czasie, który mogłyśmy na to przeznaczyć. Podniebne safari Gippsland Aeronautucs GA8 obejmowało: turkusowe jeziora polodowcowe, pleciony system rzeczny Mackenzie, polodowcowe doliny, magiczny świat wiecznego śniegu i lodu Aoraki Mount Cook National Park z najwyższą górą Nowej Zelandii Mount Cook 3.764 m.n.p.m. (maoryska nazwa AORANGI lub AORAKI - „wiercąca chmury”), trzy lodowce: Tasman, Franz Josef i Fox Glacier oraz blisko 150 szczytów wypiętrzonych na 2300 m.n.p.m. To było jakieś 200 km podniebnych zapierających dech w piersiach górskich krajobrazów.
W słoneczne dni i przy dobrej widoczności oszałamiające widoki na Alpy Południowe znajdziecie nad Jeziorem Matheson położonym niedaleko od lodowca Fox'a.
Opuszczamy Westland i jedziemy na południe w kierunku miejscowości Haast (ok. 120 km). Droga prowadzi wzdłuż Morza Tasmana. Krajobraz szybko się zmienia. Wnętrze naszego Nissana Sunny wypełnia się Kings of Leon, nagle z zewnątrz dobiega przeraźliwy hałas. To cykady skutecznie zagłuszały amerykańską grupę rockową. Teraz jestem już w stanie uwierzyć, że samce tych pluskwiaków wygrywają na narządach zwanych tymbalami dźwięki o niespotykanym natężeniu powyżej 100 dB.
W miasteczku Haast droga SH6 skręca w głąb wyspy i jest to jedna z 3 dróg, która przecina Alpy i daje możliwość przejechania na zachodnie wybrzeże wyspy południowej. Przełęczą Haast'a kierujemy się do Wanaka (ok. 145 km). Do lat 60-tych była to wyboista szutrowa droga i dopiero w połowie lat 90-tych wyścielono Haast Pass asfaltem na całej długości. Dla mnie Haast i Arthur's Pass są najbardziej malowniczymi drogami Nowej Zelandii. Przepiękne górskie łańcuchy Parku Narodowego Mount Aspiring i dwa ogromne polodowcowe jeziora Wanaka (42 km długości, w najszerszym miejscu 10 km) i Hawea o nierealnych kolorach. Wzdłuż całego Haast Pass znajdują się liczne parkingi i punkty widokowe, można też pokusić się o krótkie 30-50 minutowe spacery np. do wodospadów.
Miasteczko Wanaka poza parkiem złudzeń optycznych Puzzling World nie ma nic do zaoferowania. Zatem tankowanie i dalej w drogę. Naszym punktem docelowym tego dnia było Queenstown – miasto do złudzenia przypominające atmosferą polskie Zakopane. W Wanaka zjeżdżamy z SH6 i docieramy do stolicy nowozelandzkich Alp najkrótszą drogą prowadzącą przez góry.
Kto słyszał o Queenstown ten pewnie słyszał o Fergburgerze przy głównej ulicy Shotover. Niemal przez całą dobę można tam za bagatela 10-18 dolarów zjeść hamburgera, który pozytywnie zaskakuje wielkością i smakiem. W dzień trzeba spokojnie zarezerwować godzinę na dotarcie do okienka w celu złożenia zamówienia. Koło północy jest już dużo szybciej.
Queenstown jest przepięknie położone. Jest to bez wątpienia raj dla wielbicieli sportów ekstremalnych. Za 150 – 250 dolarów można spróbować sił w: bungy jumping, jetboating, rafting, canyoning, flying, gliding czy skydiving.
Po przyjeździe do miasta kierujemy się do biura Departamentu of Conservation w celu odebrania biletów na 3-dniowy Great Walks – Routeburn Track. Uzyskujemy szczegółowe informacje odnośnie spodziewanych warunków pogodowych na szlaku, otrzymujemy wraz z biletami bardzo dobrze opracowaną bezpłatną broszurę, w której można znaleźć m.in. informację odnośnie: schronisk, opcji trekingu, mapę trasy pieszej wędrówki z opisem, jaki ekwipunek ze sobą zabrać, informacje o faunie i florze parków oraz opcji transportu na szlak. Takie broszury rok rocznie są aktualizowane.
Odebranie biletów jest jednocześnie potwierdzeniem realizacji trekingu i pamiętajcie, że w schroniskach obsługa dysponuje listą osób, które powinny dotrzeć na nocleg w poszczególne miejsca. W przypadku rezygnacji a nie powiadomienia Departamentu of Conservation, zostaną wszczęte poszukiwania turysty na szlaku. W każdym schronisku trzeba podczas zbiórki o godz. 19.00 potwierdzić obecność i okazać bilet.
Routeburn Track jest jednym z dziewięciu nowozelandzkich Great Walks, rywalizuje z Milford Track o miano najpiękniejszego szlaku w Nowej Zelandii. W maju 2005 roku został uznany przez National Geographic Adventure za jeden z jedenastu najlepszych szlaków na świecie.
Dystans Routeburn to 32 km, pokonuje się go najczęściej w 3 dni, można w 2 ale wtedy nie ma czasu by nacieszyć się miejscem. Na szlaku mamy do dyspozycji schroniska: Flats Hut (20 miejsc w chacie + 15 w namiotach), Falls Hut (48 miejsc w chacie), Mackenzie Hut (50 miejsc w chacie + 9 w namiotach) i Howden Hut (28 miejsc w chacie). Jednym ze sposobów na ochronę unikalnej nowozelandzkiej przyrody jest limitowanie miejsc noclegowych a tym samym ludzi pojawiających się w ciągu doby / sezonu turystycznego. Jak na tak popularny szlak to miejsc niewiele a i ludzi też zbyt wielu nie spotyka się na swojej drodze. Rezerwacji dokonuje się na stronie Department of Conservation (www.doc.govt.nz), najlepiej z dużym wyprzedzeniem. Ja rezerwowałam treki 5 miesięcy przed wylotem na antypody i np. na Milford było już za późno a na Routeburn zostało niewiele miejsc wolnych. Polujcie począwszy od lipca każdego roku.
Routeburn Track znajduje się w południowo-zachodniej części wyspy, prowadzi przez dwa parki narodowe MT ASPIRING i FIORDLAND. W Fiordland National Park znajdują się 3 spośród 9 Great Walks, jest to jeden z pięciu największych parków narodowych na świecie. Szlak jest dostępny od listopada do kwietnia a poza tym okresem panują tam warunki zimowe i może być odwiedzany wyłącznie przez doświadczonych piechurów.
Routeburn ma jedne z najbardziej różnorodnych krajobrazów: lasy w tym deszczowe, szczyty gór, flora alpejska, jeziora, wodospady kaskadowe i panoramiczne widoki.
Szlak jest dwukierunkowy ale przeważnie pokonuje się go od strony Glenorchy i kończy w Divide. Przy okazji rezerwacji noclegów na szlaku dobrze jest od razu pomyśleć o transporcie. Do dyspozycji mamy m.in. przewoźników: Info & Track Centre i Kiwi Discovery. Koszt transportu z Queenstown do Routeburn Shelter i z Divide Shelter do Queenstown to 110 dolarów nowozelandzkich, rezerwacji można dokonać przez strony internetowe. Nie liczcie na wolne miejsca w busach i autobusach a na tzw. stopa możecie czekać w tamtejszych warunkach nawet kilka dni.
Za wstęp do parków narodowych nie są pobierane opłaty natomiast koszty noclegów w chatach górskich są dość wygórowane i wynosiły w tym sezonie 51 dolarów za jeden nocleg. W każdej z tych chat była do dyspozycji 1 lub 2 sale z piętrowymi lub ustawionymi w rzędzie łóżkami (konieczne własne śpiwory), kuchnia z kuchenkami gazowymi i kominkiem wokół, którego można rozwiesić na drążkach przemoczoną odzież oraz skromne łazienki z wyłącznie zimną wodą. Chaty nie maja zaplecza gastronomicznego i żywność na 3 dniową wędrówkę trzeba zabrać ze sobą. Miłośnicy luksusu mogą skorzystać z usług Routeburn Track Guided Walk i pokonać ten szlak w opcji all-inclusive. Za 1100 dolarów można otrzymać prywatne kwatery w górach z ciepłą wodą, miękką sofą, zimnym piwem i przez 3 dni będzie nam towarzyszył przewodnik górski.
Routeburn Track przypomina książkę z trzema rodziałami.
Dzień pierwszy (Routeburn Shelter - Falls Hut): na tym odcinku podczas trekingu przechodzi się przez kilka mostów wiszących poprowadzonymi nad rzekami górskimi, przez lasy bukowe obrośnięte mchem i grzybami, przez ogromne połacie paproci a w miarę wspinania ukazuje się widok doliny oraz Mt. Somnus (2293 m.n.p.m) i Mt Momus (2148 m.n.p.m).
Dzień drugi (Falls Hut - Lake Mackenzie Hut): to przepiękne sub-alpejskie krajobrazy z najwyższym punktem szlaku Harris Saddle (1255 m.n.p.m), rude trawy i między nimi dostojna alpejska stokrotka, dużo wspinania a potem stromo w dół przez omszone lasy do chaty nad jeziorem.
Trzeci dzień (Lake Mackenzie Hut - The Divide): to lasy deszczowe, bajecznie pokryta mchem, porostami i grzybami cała roślinność, wodospady i dużo, dużo deszczu. Tereny obu parków narodowych charakteryzują się wysokimi opadami deszczu i zmienną pogodą. Warunki pogodowe są nieprzewidywalne. Niskie temperatury, śnieg, silne wiatry i ulewne deszcze, które mogą powodować przejściowe podpopienia szlaku, mogą wystąpić o każdej porze roku.
Prawdziwa zmorą tych terenów są sandflies - małe muszki przypominające nasze owocówki, gryzące wściekle. Ukąszenia diabelnie swędzą. Pojawiają się całymi chmarami i nie sposób się od nich odgonić, gryza całe ciało łącznie z powiekami. Można je tępić dostępnymi w Nowej Zelandii środkami z DEETem. Według legend maoryskich miały zmiechęcić ludzi do zapuszczania się w te dzikie tereny, taki naturalny sposób ochrony przed ręką ludzką.
Naszą 3 - dniową przygodę z fiordami poprzedzamy noclegiem w małej miejscowości Te Anau. Wyczekując na spotkanie z dzikim Doubtful Sound odgrzebuję w pamięci cytat: „Nocami leżeliśmy w łodzi, spoglądając w górę na niebo. Bokami kładły się cienie otaczających nas gór, środek rozjaśniały gwiazdy. Było tak ciemno, tak cicho, że nieomal wyczuwało się obroty kuli ziemskiej.” To słowa modela Jonatana Te Tai, który uczestniczył w sesji zdjęciowej do katalogu nowozelandzkiej firmy Icebreaker, przeprowadzonej w sceneriach Parku Narodowym Fiordland.
W relacjach publikowanych w internecie, których nawiasem mówiąc znalazłam niewiele, mało kto wspominał o tym pięknym miejscu (Doubtful Sound) ukrytym w najdalszym zakątku Nowej Zelandii. Nie znalazłam przewodnika, który poświęciłby choćby stronę, większość opisuje Doubtful raptem kilkoma zdaniami. Warto zboczyć z utartych szlaków turystycznych, warto samodzielnie odkrywać te wyspy.
Bierzemy najtańszą kajutę pod pokładem i płyniemy na 2-dniowy rejs do ukrytego skarbu. Na statek wsiadamy w Manapouri i przeprawiamy się przez Jezioro Rozżalonego Serca (Lake Manapouri). Po około 50 minutach zbliżamy się do przystani w West Arm, do której przytulona jest infrastruktura podziemnej elektrowni Manapouri Power Station. Po opuszczeniu pokładu statku tour operator zaprasza nas do autobusu, którym kontynuujemy podróż wzdłuż przełęczy Wimot Pass (ok. 20km). Drogę umilają widoki na fiordy, gęste lasy bukowe i omszone ogrody, 365-metrowy wodospad Cleve Garth Falls (zaliczany do 30 najwyższych na świecie). Mijamy piechurów z dużymi plecakami kierujących się na Dusky Track - najtrudniejszy, najbardziej wymagający i odizolowany od cywilizacji szlak, zlokalizowany w samym sercu Fiordlandu. Docieramy do bram Doubtful Sound - Deep Cove, gdzie czeka już na nas docelowy statek. Krótkie spotkanie organizacyjne z kapitanem i ruszamy w głąb fiordu zamieszkiwanego przez delfiny butlonose, foki i pingwiny. 3-ramienny fiord ma długość ok. 40 km i zawdzięcza swoją pierwszą nazwę („Przesmyk Wątpliwości”) wielkiemu odkrywcy J. Cook, który w 1773 r. przepływał Morzem Tasmana obok wejścia do fiordu. Bojąc się, że utraci w tym wąskim akwenie wiatr w żaglach, co uniemożliwi mu powrót na otwarte morze, popłynął dalej wzdłuż linii brzegowej. Dopiero 20 lat później pełnej eksploracji dokonał Włoch A. Malaspina.
Wielką frajdą była możliwość popływania kajakami, motorówką a prawdziwi morsowie mogli się zanurzyć w wodach fiordu, które osiągają głębokość 420 m i nie przekraczają temperatury 10 stopni. Trzeba mieć nie lada szczęście by w rejonie gdzie rejestruje się rocznie 6.000 mm wody opadowej, trafić na pogodny dzień. Nam się nie udało. Chłód był przenikliwy, padało blisko 20 godzin z małymi przerwami, ciężkie chmury skutecznie ograniczały widoczność. W Doubtful Sound można usłyszeć dźwięk ciszy.
Powrót do Manapouri odbywa się tą samą drogą. Im bardziej oddalamy się od soczysto zielonych ścian lasów deszczowych, ogromnych wodospadów i ciemnych wód fiordów tym bardziej się wypogadza i ciężkie chmury ustępują miejsca słońcu. Odbieramy samochód z parkingu i udajemy się drogą, która uznawana jest za jedną z najpiękniejszych na świecie (Milford Road) w kierunku fiordu Milford. W Te Anau zatankujcie do pełna, po drodze nie znajdziecie stacji benzynowej, trzeba dojechać i wrócić na tym co będzie w baku. Milford Road nie powaliło mnie na kolana, po drodze zatrzymywałyśmy się przy licznych punktach widokowych opisanych w przewodnikach. Refleksje mamy podobne, wiele miejsc jest po prostu przereklamowanych w literaturze podróżniczej. Mijałyśmy znaną nam już THE DIVIDE – najniższą przełęcz przez Alpy, miejsce gdzie kończył się nasz 3 - dniowy great walk Routeburn, wiatę pod którą przemoczone i zziębnięte po całym dniu marszu w deszczu dzwoniłyśmy zębami oczekując na transport do Queenstown.
Roje kąsających muszek nie pozwalają zbyt długo spacerować po Fiordlandzie. Prawdziwy koszmar, odstraszające płyny niewiele pomogły.
Wczesnym porankiem dnia następnego udajemy się do przystani na zarezerwowany rejs po Milford Sound. Uderza nas kontrast. Milford jest niesamowicie zatłoczony w porównaniu z dzikim, trudno dostępnym i wypełnionym jedynie dźwiękami otaczającej natury Doubtful Sound. Na parkingach kilkadziesiąt samochodów osobowych i nie mniej autobusów. W pawilonie armatora tłumy turystów.
Milford wydaje się być kilka razy krótszy, pogoda tym razem dopisała i mogłyśmy podziwiać liczne wodospady i górujący Mitre Peak (1692 m), który wyrasta niemal z wody.
Byłyśmy w samym sercu dziewiczego Fiordlandu, który w ogromnej części nie został tknięty przez cywilizację. Niech tak zostanie.
Dunedin wyróżnia się wśród innych metropolii Nowej Zelandii architekturą w stylu wiktoriańskim i edwardiańskim. Mieszkańcy tego miasta bardzo nie lubią porównań do brytyjskiego Edynburga jest to jednak niezaprzeczalnie miejsce ze szkockimi akcentami jakby Brytania południa. Zamiast kobziarzy w spódnicach w kratę ulice Dunedin wypełnione były fanami Joe Cockera. Tak się zdarzyło, że koncertował tego dnia, kiedy zawitałyśmy do miasta. Z tymi, co na koncert nie poszli i z tymi, co z koncertu wrócili pobawiłyśmy się w licznych pubach przy muzyce na żywo. Zachrypnięty głos legendarnego artysty przyciągnął do miasta rdzennych mieszkańców tych wysp. Dla nas była to okazja, aby przyjrzeć się ich urodzie. Maorysi mają szerokie nosy, ciemną karnację skóry, kruczo czarne włosy, ich ciało łącznie z twarzą jest bogato „zdobione” ciemnymi tatuażami. Posiadają swój odrębny język, który brzmi naprawdę egzotycznie dla europejczyka. Są marketingową etykietą Nowej Zelandii, choć na dzień dzisiejszy stanowią raptem kilka procent ogólnej populacji i naprawdę rzadko można ich spotkać na swojej drodze.
Dunedin jest najbardziej na południe wysuniętym dużym miastem i trochę z dala od popularnej trasy turystycznej z Christchurch do Queenstown. Za jego progiem leży Półwyspem Otago, który poza stromymi wzgórzami upstrzonymi owcami, stanowi naturalne środowisko bytowania albatrosów, lwów morskich i pingwinów. Najlepszą porą aby zobaczyć pingwiny czy lwy morskie jest wieczór, tuż przed zachodem słońca kiedy to zwierzaki wracają do swoich kolonii (Sandfly Bay, Allans Beach, Victory Beaches). Na półwyspie znajduje się prywatny rezerwat pingwinów żółtookich, który oferuje możliwość obserwowania tych zwierząt z wykorzystaniem systemu kryjówek przypominającego wojskowe okopy. Wejście do wspomnianego rezerwatu kosztuje 40 dolarów nowozelandzkich i ma sens o świcie lub bliżej zachodu słońca, upewnijcie się dodatkowo co do fazy rozrodu bo może się okazać, że uzbrojeni w aparaty fotograficzne nie ustrzelicie ani jednego zdjęcia pingwinom.
Ja jednak najbardziej byłam zainteresowana spotkaniem z największymi latającymi ptakami na świecie – albatrosami. To niesamowite, że te dzikie zwierzęta bytują tam tak blisko osad ludzkich. Ośrodek Albatrosa Królewskiego znajduje się na cyplu Taiaroa i od 70 lat zapewnia ochronę tego gatunku oraz pracuje nad wzrostem jego populacji. Pod nadzorem strażników można się poruszać po oszklonych galeriach widokowych oraz terenach otwartych, mnie dodatkowo te majestatyczne ptaki ukazały się nad głową na parkingu gdzie pozostawiłyśmy samochód. Albatrosy są ptakami długowiecznymi, dożywają 50 lat. Stosunkowo mało dorosłych ptaków ginie, ale trudność powiększenia populacji wiąże się zapewne z niską rozrodczością i bardzo długim okresem dojrzewania. Rodzice wysiadują jaja aż 11 tygodni. Ciekawostką jest, że pisklaki mające 7 miesięcy ważą od 10 do 12 kilogramów a dorosłe 8 do 9 kg. Takie maluchy są zbyt ciężkie i muszą przejść okres odchudzania nim zaczną latać. Dorosłe albatrosy szybują w powietrzu dzięki skrzydłom, których rozpiętość sięga 3 metrów. Osiągają prędkość lotu do 110 km/h. Pierwsze 5-7 lat życia spędzają nad oceanami półkuli południowej od bieguna po południowe wybrzeża Nowej Zelandii, Australii i Ameryki Południowej. Po osiągnięciu 7-10 roku życia wracają do swoich kolonii lęgowych gdzie łączą się w pary.
Półwysep Otago jest wulkaniczną górzystą formacją, który ma kształt dłoni z rozcapierzonymi palcami. Można go zwiedzać trasa nizinną (wzdłuż oceanu) lub trasą wyżynną. Połączenie ich pozwoli przez ok. 50-60 km cieszyć się przepięknymi krajobrazami.
Przemierzając wschodnie wybrzeże wyspy południowej, z Dunedin w kierunku Christchurch, mniej więcej na 78 kilometrze znajduje się geologiczna perełka – olbrzymie kamienie na plaży Moeraki. Legendy maoryskie głoszą, że są to kosze na żywność zmyte z pokładu czółna, którym do Nowej Zelandii przybyli przodkowie z mitycznej ojczyzny Hawaiki.
Potężne głazy mają niemal idealnie kuliste kształty, ważą po kilka ton i osiągają średnicę do 3-4 metrów. Powstawały przez dziesiątki milionów lat. Minerały stopniowo narastały wokół jakiegoś obiektu (szczątków organizmów lub np. ziarenka piasku) w skale osadowej, przybierały formę kulistą i różniły się znacznie od skały, w której się wytrąciły składem chemicznym. Miały większą odporność na wietrzenie i twardość. Początkowo głazy uwięzione były w erodujących klifach niczym rodzynki w cieście a dzisiaj rozproszone są po plaży, niektóre częściowo zagrzebane w piasku. Po skale, która je zrodziła nie ma już śladu.
Głazy poruszyły moją wyobraźnię, tajemniczą atmosferę podkreślało niebo zaciągnięte chmurami oraz hałdy tego co żyje w morzu. Rozpoznałam wodorosty i brunatnice, które nim morze wyniosło na brzeg musiały tworzyć wspaniałe podwodne falujące lasy. Pozostałe przedziwne pacyficzne „stwory” wyglądały jakby jeszcze żyły i chciały zaatakować nieproszonych gości.
Największym płaskim obszarem Nowej Zelandii jest region Canterbury. Długa na blisko 200 km równina upstrzona owcami, od zachodu oblana Pacyfikiem a od wschodu otoczona Alpami. Niemalże na granicy równiny z górami znajdują się dwa jeziora lodowcowe. Jezioro Pukaki zobaczy każdy kto będzie zmierzał do Mt Cook Village - bramy Parku Narodowego Góra Cooka. Droga dojazdowa prowadzi wzdłuż jednego z dłuższych brzegów tego rynnowego jeziora. Moim zdaniem każdy zapamięta ten krajobraz następująco: na pierwszym planie łubinowy łan, na drugim planie turkusowe wody jeziora a na trzecim planie ośnieżone przez cały rok szczyty Alp Południowych. Szkoda, że chmury przykryły nie tylko najwyższą Aoraki ale też dużo niższych szczytów.
Tereny wokół drugiego jeziora Tekapo oferują dość ciekawą bazę noclegową oraz centrum balneologiczne, które powstało głównie z myślą o miłośnikach białego szaleństwa w pobliskich Mount Dobson. W przepięknej scenerii, na brzegu jeziora Tekapo znajduje się zbudowany z kamienia skromny Kościół Dobrego Pasterza. Został wzniesiony w 1935 roku przez lokalnego artystę a projekt przygotował architekt z Christchurch. Obok kościółka znajduje się wykonany z brązu pomnik wysokogórskiego psa pasterskiego. Na całym świecie wznosi się pomniki sławnym ludziom a farmerzy tych wysp postanowili pomnikiem psa upamiętnić niezastąpionych pomocników bez, których codzienne wypasanie owiec w górach byłoby niemożliwe.
Poza licznymi atrakcjami turystycznymi, Region Canterbury jest głównym zagłębiem energetycznym. Jeziora lodowcowe są elementami wodnego systemu dla kilkunastu elektrowni i odgrywają ważną rolę w gospodarce Nowej Zelandii.
Wyspę południową z zachodu na wschód i odwrotnie można przemierzyć tylko dwoma drogami, obie umiejscowione są z dala od ludzkich osad i mają do zaoferowania przepiękne krajobrazy. Pierwsza z nich to opisana już przeze mnie Haast Highway wiodąca przez Przełęcz Haasta a druga droga SH73 prowadzi przez Przełęcz Arthura.
Nie do końca równolegle do SH73 została poprowadzona linia kolejowa TranzAlpine z Christchurch do Greymouth. Kto lubuje się w podróżach koleją nie będzie rozczarowany tą malownicza trasą. Po opuszczeniu Christchurch wagony z dużymi panoramicznymi oknami prowadzą przez tereny rolnicze równiny Canterbury, później przecinają rzekę Waimakariri, następnie przejeżdżają przez szereg spektakularnych wiaduktów, sceneria się zmienia - lasy bukowe ustępują miejsca lasom deszczowym a równina przechodzi w krajobraz alpejski. Po minięciu Przełęczy Arthura pociąg chowa się w 8-kilometrowym tunelu Otira (SH73 prowadzi efektownym wiaduktem Otira), następnie przez lasy subtropikalne, obok Jeziora Brunner i TranzAlpine kończy trasę w Greymouth. Dystans 224 km pociąg pokonuje w 4,5 godziny. Z Christchurch do Greymouth wyrusza się rano a powrót następuje wczesnym popołudniem.
Wokół Przełęczy Arthura rozciąga się park narodowy o tej samej nazwie. Na swojej powierzchni skupia szesnaście szczytów powyżej 2000 m.n.p.m.. Dla bardziej doświadczonych piechurów dostępne są kilkudniowe szlaki a będąc tam przejazdem można zatrzymać się przy punktach widokowych, pospacerować krótkimi ścieżkami przyrodniczymi lub kilkugodzinnymi szlakami.
Nieopodal wiaduktu Otira, na jednym z punktów widokowych udało mi się spotkać papugę Kea, która zaraz po nielocie kiwi wszystkim kojarzy się z Nową Zelandią. Jest to papuga górska, której ojczyzną są Alpy Południowe. Mimo że dzika to nie boi się człowieka, zapewne to efekt dokarmiania przez turystów. Są niezwykle ciekawskie, hałaśliwe i bezczelne. Uwielbiają poszarpać dziobem uszczelki lub wycieraczki w samochodzie, rozerwać namiot czy ukraść coś z plecaka. Są pod ochroną od 1986 roku ale wcześniej hodowcy strzelali do Kea jak tylko pojawiły się w okolicach stad owiec, ponieważ oskarżali papugi o śmierć zwierząt. Te endemiczne ptaki posiadają oliwkowe umaszczenie z delikatnymi niebieskimi, fioletowymi i żółtymi smugami. Nietrudno je spotkać na polach namiotowych, parkingach czy na szlaku w Alpach.
Tereny Parku Narodowego Przełęczy Arthura podobnie jak cała wyspa południowa nie rozpieszczają warunkami atmosferycznymi. Dużo deszczu, więcej chmur niż słońca, opady śniegu o każdej porze roku, niskie temperatury a nagłe załamania pogody mogą zaskoczyć w każdej chwili.
Christchurch podobnie jak Dunedin przypomina Anglię przeniesioną na Pacyfik. Miasto jest rozległe ale ma prostą siatkę ulic i wspomagając się mapą dość łatwo można dotrzeć do obranego celu. W ścisłym centrum napotkałyśmy wiele zmian w organizacji ruchu, zamkniętych ulic oraz opuszczonych budynków ogrodzonych rusztowaniami. Przygnębiający obraz po trzęsieniu ziemi, które miało miejsce 4 września 2010 roku. Mimo dużej intensywności wstrząsów, które spowodowały rozległe zniszczenia budynków, sieci kanalizacyjnej i wodociągowej nie było wtedy ofiar w ludziach. Życie na wyspach znajdujących się w Pacyficznym Pierścieniu Ognia nigdy nie będzie dla tych ludzi spokojne i łatwe. Dowodem niech będzie kolejne, katastrofalne w skutkach trzęsienie odnotowane 22 lutego 2011 roku, niespełna 3 tygodnie od naszego powrotu z Nowej Zelandii. Pochłonęło blisko 200 ofiar, w gruzach legło wiele budynków, miasto poniosło niewyobrażalne straty materialne. Byłam potwornie poruszona informacjami i obrazami, które napływały z Nowej Zelandii. Człowiek ma w takich sytuacjach nieodparte wrażenie, że otarł się o tragedię.
Ostatni dzień naszej wyprawy przeznaczyłyśmy na eksplorację skąpanego w słońcu Półwyspu Banksa. Oj warto uciec za miasto! To górzysty twór przylegający do płaskiej równiny Canterbury, powstały w wyniku trzech olbrzymich erupcji wulkanicznych. Półwysep to niezwykle efektowny krajobraz stromych pagórków, zatok o nieregularnych liniach brzegowych, cypli, przylądków. Poprzez ten półwysep Francuzi podjęli nieudaną próbę kolonizowania Wyspy Południowej. Owocem jest Akaroa. Perełka Półwyspu, miasteczko, któremu koloryt nadali właśnie Francuzi. W restauracjach serwowane są specjały francuskiej kuchni, ulice noszą francuskie nazwy, architektura przywołuje klimat francuskiej prowincji, nie brakuje farm produkujących francuskie sery oraz winiarni. Polecam dotrzeć do Akaroa z Christchurch dłuższą, górzystą Summit Road. Szalenie widokowa i daje możliwość zjazdu do wielu zatok otaczających półwysep.
OPISANA TRASA I ODLEGŁOŚCI:
dystans pokonany w 4 tygodnie:
- drogami po Nowej Zelandii – 6.500 km
- podczas pieszych wędrówek po górach – ok. 60 km
- promem między wyspą północną a południową – 90 km
- samolotem nad Alpami - ok. 200 km
- statkiem po Fiordach - > 100 km
KIEDY LECIEĆ
Pory roku są odwrócone w stosunku do Europy, kiedy u nas jest zima tam jest lato. Najbardziej przyjazne warunki pogodowe będą od grudnia do lutego choć należy pamiętać, że pogoda zmienia się tam bardzo dynamicznie a w wyższych partiach gór czy na terenach wulkanicznych potrzebna jest ciepła odzież, czapka i rękawiczki. W przewodnikach straszą, że styczeń jest miesiącem wakacji i może być tłoczno. Ja tego nie zauważyłam ale trzeba pamiętać, że chronią środowisko naturalne przez limitowanie ilości ludzi odwiedzających dane miejsca. Warto w wysokim sezonie turystycznym zarezerwować wcześniej atrakcje, trekkingi czy niektóre noclegi.
JAK DOLECIEĆ
Z Europy można lecieć przez Azję bezpośrednio do Nowej Zelandii lub z postojem / przesiadką w Australii, można też przez USA. Należy pamiętać o wizie turystycznej w krajach, które tego wymagają nawet w tranzycie. Trzeba się liczyć z co najmniej 2 przesiadkami, minimalny czas lotu to 30 godzin. Cena atrakcyjna to ok. 4.000 zł za bilet w obie strony.
WIZA
Obywatele Polscy podczas pobytu do 90 dni nie muszą mieć wizy. Podczas kontroli sprawdzany jest bilet powrotny i w paszporcie umieszczana jest pieczątka z datą przyjazdu i terminem opuszczenia kraju. W bagażu głównym i podręcznym nie można przywozić żywności, owoców, nasion - skrupulatnie kontrolują.
NOCLEGI
Ja korzystałam wyłącznie z hosteli, kempingów i schronisk górskich. Ceny za hostele i kempingi wahały się od 20 do 35 dolarów nowozelandzkich. W zależności od lokalizacji za tą cenę można było dostać 3-4 osobowy pokój z łazienką a czasami tylko 8-12 osobowy pokój z sanitariatem na korytarzach. W schroniskach górskich należy się spodziewać umywalki z zimną wodą i toalet oraz 20-30 osobowych pokoi z łóżkami piętrowymi za ok. 50 dolarów.
Polecam:
WAITIKI LANDING COMPLEX - http://www.waitikiholidaypark.co.nz – 19 km od Cape Reinga, można dotrzeć przed tłumami
GATEWAY BACKPACKERS - http://www.gatewaybackpackers.co.nz – w miejscowości Thames region Coromandel – wspaniała atmosfera
DISCOVERY LODGE - http://www.discovery.net.nz – w okolicach Tangariro, miejsce z noclegami o różnym standardzie, właściciele obiektu tworzą wspaniałą atmosferę, odpłatnie zapewniają transport na szlak
CRITERION ART DECO BACKPACKERS - http://www.criterionartdeco.co.nz – w Napier, centrum miasta, fajne warunki i miła atmosfera w klimacie art deco
YHA WELLINGTON CITY - http://www.moanalodge.co.nz – YHA to sieć hosteli w Nowej Zelandii i Australii, droższe niż pozostałe ale z reguły z dobrą lokalizacją, molochy. Spałam w kilku ale ten jakość najmilsze wspomnienia pozostawił. Blisko do portu na prom skąd przeprawiamy się na wyspę południową.
NOMADS – http://www.nomadshostels.com i SOUTHERN LAUGHTER – www.southernlaughter.co.nz – oba hostele zlokalizowane są w Queenstown, Nomads to sieciówka w centrum a Southern kameralny i poza ścisłym centrum, oba polecam,
MILFORD SOUND LODGE - http://www.milfordlodge.com – nocleg najbliżej Fiordu Milford, koniecznie wcześniej rezerwować, koniecznie trzeba mieć ze sobą repelent z DEET w tm miejscu :-)
HOGWARTZ - http://www.hogwartz.co.nz – w Dunedin, fajna atmosfera, kameralnie,
TRANSPORT
Właściwie nie da się odkrywać tych wysp bez samochodu. Polecam wypożyczalnię APEX http://www.apexrentals.co.nz/. Na stronie mają kalkulator, po określeniu parametrów wyświetli się cena. Rezerwacji można dokonać przez internet, zabezpieczeniem jest karta kredytowa, płaci się przy odbiorze samochodu. Trzeba okazać krajowe i międzynarodowe prawo jazdy wszystkich zgłoszonych kierowców. Drogi są dobrze utrzymane i oznakowane, dobry atlas samochodowy w zupełności wystarczy do nawigacji. Płatny jest jedynie krótki odcinek autostrady z Auckland w kierunku dalekiej północy. Na większości mostów i mostków obowiązuje ruch wahadłowy. Po drogach poruszamy się lewą stroną. Dominują górskie drogi z serpentynami i ostrymi zakrętami.
Po miastach można się poruszać autobusami, bilety kupuje się u kierowcy.
PIENIĄDZE I PRZYKŁADOWE CENY (styczeń 2011 r.)
Walutą obowiązującą jest dolar nowozelandzki NZD, w tej chwili średni kurs wymiany to ok. 2,7 zł (rok temu ok. 2,2 zł).
Praktycznie za wszystko i wszędzie można płacić kartą, często były problemy z autoryzacją kart VISA a z MASTER CARD bez problemów. Przy wypłacie z bankomatów pobierane są prowizje i to nie małe, podobnie w kantorach min. 10%.
Koszty paliwa (benzyna) - 1,97 do 2,50 NZD / litr, przewodniki podawały 1,7 NZD.
Obiad w restauracjach / barach można zjeść od 30 NZD
Woda mineralna 1,5 l od 1.99 – 3,5 NZD
Chleb (przypominający nasz tostowy) – 3 – 5 NZD
Sok owocowy w kartonie 1l – ok. 3 - 4 NZD
Jogurt 450g – 3 – 6 NZD
Puszka z pasztetem lub rybą 180g – 3 – 5 NZD
Ser żółty 250g – 6 – 9 NZD
Ogórek szklarniowy – 2 – 3 NZD
Piwo 6 sztuk x 250ml - 17 – 20 NZD
Coca cola 600 ml – 2,5 – 3 NZD
Miód manuka 250g – 14 – 18 NZD, 500g – 20 – 25 NZD
ZDROWIE
Nie ma żadnego ryzyka zachorowania na cokolwiek. Nie ma zaleceń co do szczepień. Nie ma też groźnych drapieżników.
POLECANE PRZEWODNIKI MAPY
- do poczytania NOWA ZELANDIA z serii Podróże Marzeń dodawana kiedyś do Gazety Wyborczej
- do poruszania się samochodem AA ROAD ATLAS NEW ZEALAND
- do zaplanowania trekkingów TRAMPING IN NEW ZEALAND, LONELY PLANET
- z ogólnych przewodników przydatnych w podróży i planowaniu wyjazdu NEW ZEALAND, LONELY PLANET
- Przy planowaniu wyjazdu nieograniczone możliwości daje internet, można wyszukać bardzo dużo stron nowozelandzkich, które będą pomocne. Wiele z nich posiada aktualne ceny, rozkłady godzinowe, możliwości wykonania rezerwacji. Na wszystkie e-maile z dodatkowymi pytaniami otrzymywałam do 24 godzin wyczerpujące odpowiedzi.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Milo spedzilem czas czytajac Twoja relacje , jest tez duzo informacji praktycznych, pozdrawiam
-
Dzięki Aniu za "cynk" nt. kontynuacji opisu :) Z ogromną przyjemnością wróciłam na antypody i doczytałam Twoją relację opatrzoną wspaniałymi zdjęciami.
Pozdrawiam!
PS. Ja także korzystałam z wypożyczalni APEX i polecam ją z czystym sumieniem ;) a poza tym muszę dodać, że miody w NZ (nie tylko manuka) są zdecydowanie najpyszniejsze z wszystkich, jakie jadłam! -
...pełna obsługa ... :-) ... !
-
Dzięki, Anno, za informacje o Moeraki Boulders! Już jestem ciut mądrzejszy, ale tym bardziej czekam na informacje jeszcze tu niezamieszczone pod kolejnymi zdjęciami ... :-) ...
-
Piękne zdjęcia i relacja, podobnie jak z pierwszej części podróży. Fajnie, że będzie ciąg dalszy. Pozdrawiam.
-
...potrafią zadziwić peryferie Ziemi - myślę o zdjęciach z Moeraki Boulders...
-
...szkoda, że to tylko dwie wyspy!...
-
poczytałem, pooglądałem...jestem pod wielkim wrażeniem, wszystko wspaniałe
-
Dla mnie NZ to bezapelacyjnie najpiękniejszy zakątek świata.
Ciekawy opis, ładne fotki. Czekam na kolejną odsłonę :-) -
Pięknie :) ale czekam na ciąg dalszy :):):)
Pzdr/bARtek -
świetna relacja, a niektóre widoki zapierają dech w piersiach ;)
-
Piękne zdjęcia. Zazdroszczę i czekam na ciąg dlaszy ;)
-
fantastyczna podróż, też czekam na c.d.
-
bardzo ciekawy opis i fantastyczne zdjęcia. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :)
-
przeczytałam całość, bardzo ładnie napisane, dużo wskazówek, które mogą się przydać każdemu turyście.
-
zdjecia juz poogladalem - jak zwykle bardzo fajne zdjecia bardzo interesujaych zakatkow. Poczytam troszke pozniej - czekam juz tez na ciag dalszy :)
-
Aniu, piękne zdjęcia - jak to u Ciebie :))
-
Ooo, widze, ze to dopiero wstep :-) Wiec czekam na c.d. :-)
-
fotki piękne, biorę się za czytanie.